poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Normalność

Jestem złamana i samotna. Ludzie, których kocham zostawiają mnie, olewają, ignorują. Nikt nie stawia mnie przed sobą, zawsze jestem na drugim miejscu. Chciałabym, żeby priorytetem dla chociaż jednej osoby w moim życiu było moje szczęście, takie prawdziwe, a nie wynikające z dostania czekoladek kupionych za pieniądze klasowe dla nauczycielki, której akurat nie było w szkole.

Chciałabym, żeby chociaż jedna osoba utożsamiała moje towarzystwo z tlenem. Oddychała mną i nie mogła beze mnie funkcjonować, szaleńcza miłość, która się nie zdarza. Chciałabym, żebyś po zamknięciu drzwi, jednak odwrócił się, otworzył je i powiedział mi, że to nic, że jestem wyjątkowa i że sobie poradzimy, razem. Ale ja zostaję zawsze sama, za zamkniętymi drzwiami. Pod moimi powiekami skrzą łzy (a przecież nie mogę płakać z tego powodu, że on zamknął drzwi i poszedł). Dla niego to się nie liczy, on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, bo jest zajęty i nakręcony na życie.

Ja jestem nakręcona na chowanie się przed życiem. I na brak zmarszczek na czole. Nie patrzę z radością w przyszłość, nie chcę odkrywać nic nowego, mierzyć się z nowymi zadaniami i spotykać nowych ludzi. Ja nienawidzę ludzi, za to wszystko, co mi zrobili. I za to, co dalej robią. Jestem przewrażliwioną egoistką, i załamałam się psychicznie, poddałam. Wszystko, co robię, jest nijakie. Cała jestem jedną chodzącą przeciętnością, która na swoje nieszczęście - zdaje sobie z tej przeciętności sprawę. Ja, ja, ja. Ja to nie ja! A ja zawsze chciałam wzlecieć wysoko, być utalentowaną i na pierwszym miejscu dla kogoś. Marzenia ściętej głowy.

Moja głowa jest ścięta, a łzy lecą wewnątrz. Pełne żalu kanaliki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz